Onepart Franki



Dla ukochanej Ady a.k.a @YMCMB_Adaaa za to, że jesteś przy mnie i wspierasz. Za to, że mogłam go dla Ciebie napisać. Nie mniej ważną osobą jest Caroline a.k.a @JBluvsBabycakes, która wie za co jej na co dzień dziękuję. Nie zapomniawszy o @CuteHoopy a.k.a Millie za to, iż mogłam dzięki Tobie go opublikować. Dziękuję wszystkim i dedykuje go Wam moje drogie, abyście patrzyły na świat przez różowe okulary. Miłego czytania.


                Wydarzenia ostatnich dni dały mi dużo do myślenia. Moje życie wywróciło się do góry nogami. Pojawiło się pytanie ‘Czemu ja?’. Tak bardzo chciałam poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Aby odkryć prawdę o samej sobie i o pierwszej miłości udałam się na zasłużone wakacje.  Moim kierunkiem z marzeń był Paryż. Miasto zakochanych, miasto turystów, moje miasto… Z głową pełną różnorakich myśli wyruszyłam, by stawić czoła swojemu losowi.
***
                Ciepło parowało z asfaltu. Powolnym krokiem przemieszczałam się wśród ulic Paryża. Otaczały mnie zabytkowe kamienice. Różnobarwne stroje przechodniów, zachwycały. Każdy promiennie obdarowywał mnie uśmiechem. Pośrodku dziwnego widowiska znalazłam się ja – skromna, krucha dziewczyna z przedmieść. Wciągałam świeże powietrze głęboko do płuc. Coś mi podpowiadało, iż zapowiada się na deszczowy wieczór.  Miasto zakochanych tak pięknie wyglądało deszczową porą wśród lamp oświetlających bulwary. Kierunek mojego spaceru nie istniał. Chciałam jedynie zapoznać się z okolicą, odkryć jej najskrytsze tajemnice, by móc  później z łatwością otworzyć się przed nią.
Zamyślona spoglądałam przed siebie, nie zauważając młodego człowieka siedzącego na ławce przede mną. Przyglądał mi się, a jego czarne oczy przeszywały mnie na wskroś. Czułam, że chce mnie ochronić całym swym ciałem, że zna wszystkie moje myśli i odczucia. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on w odpowiedzi na mój skromny gest ukazał rząd równych, białych zębów. Onieśmielał mnie.  Odniosłam wrażenie, że na tym się nie skończy…
Spłoszona swymi myślami, wstałam pośpiesznie i potruchtałam do najbliżej kawiarni. Przeznaczenie wybrało. Przed moimi oczami ukazały się wielkie dębowe drzwi od Moi Cafe. Klimat przydrożnej kawiarni oczarował mnie. Pozostawiając przeszłość za sobą, przeniosłam się do lat 60. ubiegłego wieku. Retro. Tak, to było coś, czego potrzebowałam. Mój ulubiony fragment przeszłości, w którym obecnie mogłam się zatopić. Po zaszyciu się w najciemniejszy kąt, tak aby nikt mnie nie zauważył, spostrzegłam brak cennej rzeczy.
~*~
Zauważyłem ją od samego początku. Jej smukłe ciało przyciągało wzrok mężczyzn. Idealne, marmurowe nogi podkreślone były przez przylegające do ciała jeansy. Prosiły się, by zedrzeć je z niej. Swoją figurę próbowała ukryć pod dużym, lecz zwiewnym, beżowym swetrem. Dodawało jej to uroku. Szmaragdowe oczy, wiśniowe usta. Jej uśmiech – pełen klasy, kobiecego wdzięku. Jednym słowem była perfekcyjna, a poza tym intrygowała mnie. Patrząc tak, zapragnąłem być bliżej niej.
Jakby spłoszona moim natarczywym wzrokiem, uciekła, gubiąc coś za sobą. Momentalnie podszedłem do ławki, na której kilka sekund temu jeszcze siedziała. Ująłem coś błyszczącego w ręce. Przyglądałem się ze skupieniem mojemu znalezisku. Okazał się nim naszyjnik ze zdjęciem zamkniętym w elipsie. Zapominając o właścicielce, starałem się otworzyć skarb. Był delikatny, złoty łańcuszek, a na nim zawieszona miedziana oprawa fotografii. W duchu modliłem się, aby jak najszybciej uchylić rąbka tajemnicy… UDAŁO SIĘ! Z lekkim niepokojem otworzyłem elipsę i zobaczyłem jej zawartość. Spodziewałem się zdjęcia i nie zawiodłem się. Tylko, jeden szczegół przykuł mą uwagę – osoba na fotografii…
~*~
Moje myśli ciągle krążyły przy zgubionym naszyjniku. Dostałam go, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. Pamiętam ten dzień owiany tajemnicą. Po powrocie z zabawy z bratem w starym, opuszczonym domu na obrzeżach miasta, babcia znów opowiedziała mi historię z nim związaną. Matka zakazywała nam tam chodzić, lecz jako dzieci mieliśmy ogromną wyobraźnię i potrzebowaliśmy ją zużyć.Przed swoim ostatecznym snem, bunia opowiedziała mimi: Dawno, dawno temu, kiedy ja byłam jeszcze mała, taka jak ty, to do domu na obrzeżach wprowadziło się młode małżeństwo. Wszyscy w mieście zazdrościli im szczęścia. Miłość tętniąca w ich żyłach była widoczna dla każdego. Przynajmniej niektórzy tak uważali. Część mieszkańców widziała ich, lecz spora część twierdziła, że nikogo nowego w mieście nie ma. Pewnego dnia, moja mama, a twoja prababcia wysłała mnie do starego domu, abym przywitała sąsiadów koszykiem pełnym słodkości. Wiesz, bałam się tam pójść, ale rozkazu matki trzeba słuchać. To rzecz święta. Będąc już przed wejściem, stało się coś niezwykłego. Chciałam zakołatać do dębowych drzwi, lecz one jak na znak otwarły się przede mną. Przeraziłam się, lecz młodociana ciekawość wzięła górę. Weszłam, kilka razy zawołałam, czy tam ktoś jest. W odpowiedzi usłyszałam tylko głuchą ciszę, która towarzyszyła mi przez resztę czasu. Korzystając z tego, iż nikogo nie było, udałam się po wielkich schodach na górę. Uznałam, ze zajrzę tylko do jednego pomieszczenia, wypadło na najbliższy pokój przy schodach. Niepewnie położyłam swą rączkę na wielkiej miedzianej klamce. Otworzyłam drzwi, które wydały z siebie przeraźliwy skrzyp. Przekraczając próg, rozglądałam się uważnie. Przez zakurzone okna przebijały się promienie słoneczne. Pokój był zakurzony i opajęczony. Tak jakby nikt w nim nie mieszkał od kilkunastu lat. Nie było w nim żadnych mebli, oprócz pięknej toaletki. Zachwycona nią podeszłam bliżej i ujrzałam, że na jej blacie leży naszyjnik. Złoty łańcuszek przyciągał promienie słoneczne. Chwyciwszy go w swe dłonie, próbowałam zajrzeć do środka elipsy, lecz nadaremnie. Była zatrzaśnięta. Nabuzowana emocjami wzięłam znalezisko do ręki i pobiegłam zaraz do domu, zostawiając za sobą stary dom. Schowałam go głęboko, nikomu nie chwaląc się, że go mam. Przeleżał u mnie, aż do dziś. I teraz już wiem, iż mogę Ci go podarować. Pilnuj go jak oka w głowę i nie zagłębiaj się w tą tajemnicę.
To był zarazem pierwszy i ostatni raz, gdy usłyszałam tą opowieść, na drugi dzień moja babcia zmarła, pozostawiając mi tylko stary, złoty, okalany tajemnicą łańcuszek.
Zaabsorbowana swymi myślami, nie zauważyłam jak przysiadł się do mnie nieznajomy. Jego oczy wciąż były utkwione we mnie. Nie odzywał się, rozmawiał z moimi myślami. Chcąc przerwać ten monolog ciszy, przedstawiłam się. W odpowiedzi usłyszałam melodyjny męski głos niosący za sobą przekaz: Mam na imię Jacob. Po tych słowach, tak jak się pojawił, to znikł. Uznałam, iż były to tylko omamy senne. Zebrałam się i wróciłam do hotelu, moknąc w paryskim deszczu.
Ten dzień nie należał do pechowych. Odzyskałam swoją zgubę, a przed oczyma ciągle powracał mi Jego obraz. To ciało proszące, by składać na nim grzeszne pocałunki. Oczy wpatrujące się we mnie i przenikające aż do bólu. Usta, o których śniłabym co noc. Zapach pomarańczy, który pozostawiał po sobie prowadził moje zmysł na skraj wyczerpania. Potrzeba zaznania barwy jego duszy i melodii jego charakteru była silniejsza ode mnie. Potrzebowałam sprowokować los i doprowadzić do kolejnego spotkania.
Przez następnych parę dni pojawiałam się w parku. Ta sama godzina, ta sama ławka - mój wyznacznik. Lecz nadaremnie. Cichy kochanek, którego noc ofiarowywała mi, nie pojawił się. Zaczęłam myśleć, iż był tylko złudzeniem mojej przeklętej wyobraźni. Ze zrezygnowaniem udałam się tam po raz ostatni. Przynajmniej tak sobie obiecałam. Ławka w parku ogrzana od promieni dzisiejszego słońca była mi bliższa, niż cokolwiek. Po godzinach oczekiwania na spotkanie z idealnym kochankiem, wstałam i ociągając się ruszyłam w stronę hotelu.
Po kilkunastu krokach poczułam czyjąś rękę na bym barku.
- Zaczekaj- usłyszałam ten melodyjny głos. Pełna emocji odwróciłam się w stronę ‘nieznajomego’.
Nie zawiodłam się, moim oczom ukazał się Jacob. Wpatrując się w jego ciemne tęczówki, zapragnęłam złączyć się z nim w pocałunku. Nieświadoma chwili, która nastała, złożyłam na jego rozgrzanych ustach niepewny pocałunek. Odwzajemnił go. Czułam się jakby anioł pociągnął mnie za rękę ku raju. Odzyskałam wewnętrzną wolność, chciałam by ona dłużej trwała. Na wieczność. Czas, który aktualnie miał zamiar przyśpieszyć, nie liczył się dla mnie. Nie zorientowałam się kiedy nastał wieczór, a wraz z nim deszcz. Deszcz, który oczyścił nasze dusze od grzechu. Po raz kolejny, gdy byłam na paryskich przedmieściach złapała mnie ulewa, lecz tym razem byłam z Nim. Spoglądając ukradkiem na ciemnowłosego, szłam w stronę hotelu. Byłam pewna tego, co wydarzy się za parę chwil, więc wręczyłam mu klucz od swojego apartamentu, sama udając się do pobliskiego sklepu po wino. Stojąc w kolejce do kasy wspominałam dzisiejszy dzień. Dzień spędzony z Jacobem. Rozmowa przerywana grzesznymi pocałunkami – w takim zdaniu mogę określić popołudnie spędzone z moim kochankiem. Po kupieniu odpowiedniej ilości alkoholu, udałam się biegiem do mego wynajętego apartamentu.
Cisza – niczym nie zamącona.
Ciemność – niczym nie rozproszona.
On – oczekujący mnie z niecierpliwością.

Mokre kosmyki włosów opadały mi na twarz. Szczerze? Nie przeszkadzało mi to. Teraz liczyła się jego obecność. Siedział spokojnie oparty o blat. Nie zwrócił na mnie uwagi. Potrzebowałam jego wzroku. Tych ciemnych oczu patrzących na mnie. Znałam go zaledwie kilka godzin, a już odnajdywałamchwilę zapomnienia w jego ogniskach. W końcu kiedy stanęłam naprzeciw niego, podniósł wzrok, a na jego twarzy malował się uśmiech. Odwzajemniłam go. Upił łyk kawy, po czym zaproponował mi napój. Nie odmówiłam. Zaproponował lekkie śniadanie, tym razem powiedziałam ‘nie, dziękuję’. Dlaczego tylko na tyle było mnie stać? Delikatnym ruchem ręki zaprosił mnie, żebym się przysiadła. Nie zauważalnie zbliżyłam się do niego i przycupnęłam na krześle obok. Przy nim byłam małomówna, nieśmiała. On mnie intrygował, a ja intrygowałam jego. Zaproponował mi papierosa. Nie odmówiłam. Potrzebowałam tego tak samo jak jego obecności.Kawa i papieros z Nim - nasz własny świat, odległy a jednak pośród ludzi. Dla nas to cisza była rozmową. Po tych kilku chwilach westchnień, złączył nasze usta w słodkim pocałunku.Nasze twarze zaledwie kilka centymetrów od siebie mówiły: ‘Pragnę Cię!’. Nie liczyła się dla nas reszta świata. Tylko my. On pragnął mnie mieć tylko dla siebie. Natomiast ja chciałam znów zasmakować jego ust. Staliśmy tak przez chwilę, wpatrując się w swoje oczy. Żar pożądania osiągnął maksimum. Delikatnie muskającwiśniową rozkosz, objął mnie w tali. Rozpływałam się w jego umięśnionych ramionach. Oparł mnie o ścianę, nie przerywając muśnięć ust. Zatopiłam swe ręce w jego ciele. On tylko czuł, że w końcu to jest to, czego pragnął od kiedy mnie zobaczył...
 Oderwał się, biorąc mnie na ręce. Nie opierałam mu się. Byłam pod jego kontrolą… jego własną marionetką. Usadowił mnie na łóżku, zrzucając z siebie przemokniętą koszulkę. Stanął przede mną pół nagi. Dokładnie widziałam każdy jego mięsień. Jego delikatnie rozpalone ciało przemawiało do mnie. Zrobiłam to, co on. Pozostając w samej bieliźnie,powoli przysuwał się do mnie. Kiedy był już dość blisko jego wzrok skierował się na rozchylone usta. Ciepło biło od mojego rozgrzanego ciała. Spierzchnięte i spragnione usta szukały bliskości z moimi wargami. Sekunda. Moment. Wieczność. Kilka centymetrów, które sprawiło, że świat na chwile się zatrzymał, pogłębiając przy tym naszwzajemny paraliż. Nie wiem, które z nas przerwało tą udrękę, ale po chwili zatopiliśmy się w namiętnych pocałunkach. Było nam mało. Pocałunki z warg zeszły niżej. Delikatnie łaskotał moją szyję swymi rozgrzanymi ustami…
Było mi dobrze. Tak bardzo chciałam uwiecznić tą chwilę. Wzięłam aparat do ręki i kiedy składał na mnie swe kolejne pocałunki, zrobiłam nam zdjęcie. Nasze mokre ciała wijące się z miłości zostały uwiecznione. Nie chcąc przerywać ciągu przyjemności rozchyliłam delikatnie uda, by miał łatwość dostania się do mojej świadomości. Z dziką namiętnością odnajdywał zaspokojenie w mym ciele. Po kilku namiętnych stosunkach padł ze zmęczenia przepełniony fizycznym szczęściem. Falując na emocjach, ułożyłam się koło niego, kreśląc na jego umięśnionych plecach kręgi różnej wielkości. Mało rozmawialiśmy. Jedynie po zakończeniu szepnął mi do ucha:
- Dziękuję, że mogłem z tobą zgrzeszyć. – Po tych słowach musnął moje usta po raz kolejny. Objął mnie swym całym ciałem i usnęliśmy w swych objęciach, jak nielegalni kochankowie.
***
Chciałam, aby następny dzień i jego pierwsze promienie słoneczne nakryły nas na popełnianiu kolejnych skaz na naszych duszach. Niestety, były to jedynie marzenia ściętej głowy. O brzasku dnia otworzyłam leniwie oczy, ale obok mnie miał znajdować się mój cichy kochanek, lecz zamiast niego leżała kartka papieru, zapisana zamaszystym męskim pismem:
Dziękuję, że mogłem z tobą zgrzeszyć.
Jesteś zbudowana z tej samej materii co moje sny.
Na zawsze Tobie oddany.
 Jacob.

Pod wpływem impulsu rzuciłam się w stronę szafki nocnej na której znalazłam naszyjnik i aparat. Wzięłam obydwie rzeczy do rąk. Najpierw zdecydowałam się obejrzeć zdjęcia. Były normalne. Tylko jedno przykuło moją uwagę – jakby z niewiadomych powodów na fotografii zamiast mnie i Jacoba, znalazła się moja osoba w otoczeniu ciszy. Znikł. Tak samo jak się pojawił, to znikł! Odrzuciłam od siebie niepotrzebny mi już aparat, a ujmując w dłonie naszyjnik, zauważyłam, że elipsa została otwarta. Z dozą nieśmiałości jak i z wielkim zaciekawieniem otworzyłam ją szerzej, a moim oczom ukazała się fotografia przystojnego bruneta o hipnotyzujących oczach, który bardzo przypominał mi… Jacoba.
***
Przerażona ostatnimi wydarzeniami, spakowałam się i z sercem pełnym ambiwalencyjnych uczuć wyruszyłam w drogę powrotną. Bilet, bagaż, moja świadomość – to wszystko zabrałam ze sobą. Kierując się na wyznaczony peron, zauważyłam, że ktoś mi się ukradkiem przygląda. Może były to kolejne zwidy, których doświadczałam w Paryżu na każdym kroku. Niechętnie odwróciłam głowę, a moim oczom ukazał się On. Po tym jak nasze spojrzenia złączyły się w jedność, niezapowiedzianie odszedł. Siedząc w pociągu, powracam myślami do wczorajszego wieczoru i dzisiejszego ranka. Nie umiem odpowiedzieć sobie na wiele pytań. Jestem w punkcie wyjścia. Teraz nie wiem, czy to był on, czy mnie się coś przyśniło…
Zostawiam to tak jak jest. Wracam. Odcinam się od przeszłości i żyję przyszłością. W samotności powielam schematy. Powielam myśli. Powielam nieszczęśliwe miłości…

6 komentarzy:

alekslloyd pisze...

Aww:*:*
A ja już przeczytałam i skomentowałam i bardzo mi sie podoba. Jest taki nietypowy, tajemniczy i w ogóle bardzo wciągający i zarazem tajemniczy. Mhm, nie za dużo tych przymiotników napisałam? Haha, nie wazne. Jednym słowem: PODOBA MI SIE. Ugh, to trzy słowa.
;33

Anonimowy pisze...

W sumie popieram przedmówczynię.Trzyma w napięciu ,jest ciekawe. Koleżanka nie dała rady , to ja jednym słowem powiem ;D fajne :) .Adik

JBluvsBabycakes pisze...

Miłość jest jak uzależnienie. Mam bezwarunkowe uzależnienie samopoczucia od obecności twojej osoby i twoich dzieł.
To jest po prostu moje największe uzależnienie - chęć przebywania w towarzystwie drugiego człowieka…
Miłość... w naiwności skąpana namiętność, emocjonalne uzależnienie wnętrza,
zaufania rozbite lustro -
kawałki rozpaczy na dnie skaleczonego
serca z kamienia...
Co ty ze mną robisz? PODOBA MI SIĘ JAK CHOLERA~! <33
Love xx

Anonimowy pisze...

no, no podoba mi się <3

Adriin pisze...

Zastanawiam się jak to skomentować, co napisać, ale mam problem... Z każdym słowem, a nawet z każdą kropką podobało mi się coraz bardziej.! Tajemniczość, trzymanie w napięciu oraz pewne uczucie niedosytu sprawiły, że potrzebowałabym przynajmniej dwa razy więcej żeby w jakiś sposób to zrozumieć, ogarnąć, ale mimo wszystko aby to czytać, czytać i czytać, bo mi się podoba kochana ^^ http://breath-for-this.blog.onet.pl

SnowWhiteQueen pisze...

o ja pierdole *_______* kurwa to jest takie zajebiste że aż mnie zatkało ! i ty mówisz że nie umiesz pisać ?! proszę cię wstań i weź wyjdź. jest idealne po prostu nie wiem co napisać. te opisy to wszystko... to jest cudowne ! jeszcze raz powiesz mi że nie potrafisz pisać a znajdę cię i osobiście uduszę ;p jedno słowo PRZEZAJEBISTE <33333333 xx